To w zasadzie trzy różne filmy w jednym. Pierwszy to coś w stylu dramatu obyczajowego o parze młodych ludzi których związek "dociera się". Jeżeli komuś zapalają się lampki ostrzegawcze - to zupełnie bezpodstawnie :-) Świetnie napisana historia którą trzeba obejrzeć 2-3 razy by wyłapać wszystkie smaczki, gesty i spojrzenia, które może nieistotne ale są pełne dramatyzmu. Coś jak u Tarantino, gdzie niby jest gadka-szmatka przy stole, ale atmosferę można kroić nożem.

Druga to opowieść o ultra-luksusowym statku, na który trafia nasza para. Tu po całości leci Monty Python, i to nie tylko ze względu na sceny z chorobą morską. Mamy obrzydliwie bogatych egocentryków, wiecznie naprutego kapitana, komunistów, handlarzy bronią, ryczące 60-tki i małe bobaski. Wszytko pokryte absurdem i katastrofą w toalecie podczas sztormu. Aha, są też piraci i wybuchy.

Część trzecia to przygody rozbitków na bezludnej wyspie. Walka o żywność, walka o ogień i ustalenie hierarchii w stadzie. Gdzie paczka paluszków jest warta więcej niż złoty Rolex a bohaterem jest ten kto zabije osła. Nie zabrakło miejsca ma Statek Miłości i obwoźnych sprzedawców pamiątek.

Jeżeli czujecie się zdezorientowani - to tak miało być. Film jest surrealistyczny, abstrakcyjny, część się dzieje na jawie a część w pułapkach umysłu. I to jest piękne! Minusem moim zdaniem jest zakończenie, którego abstrakcja przebiła wszystko.

Jedno jest pewnie: to nie jest dobry film na randkę.