Marzenia się spełniają. Widzimy jak fantastycznie elastyczny (co za zbitka!) jest Mike. Chciał być
straszakiem ale sprawdził się także w roli trenera. Kto oglądał pierwszą część wie też, że nasz bohater w
końcu odnalazł dla siebie niszę. Jego determinacja została nagrodzona. Dosłownie cały świat
przeszedł metamorfozę żeby umożliwić mu wykonywanie ukochanego zawodu. Trzeba obejrzeć oba
filmy żeby zauważyć jak doskonale się uzupełniają.
Mimo, że "Uniwersytet..." nie ma blasku pierwszej części, ani jej doskonałego humoru, stanowi miłe
rozszerzenie historii. Nie nudziłam się, choć nie lubię komedii studenckich.