Szkoda, że Mel Gibson nie pokusił się o część 2, w której pokazuje jak biali panowie z Chrystusem na ustach dręczyli i wyzyskiwani Indian.

Ostatnia scena, która nawiązuje do tezy z początku filmu uświadomiła mi, że niejako film jest usprawiedliwieniem dla późniejszego bestialstwa katolików wobec rdzennej ludności Ameryki, bo "przecież oni byli tacy okrutni, wyrywali serca i organizowali igrzyska śmierci, a fe". Widz w oczywisty sposób nie czuje sympatii do antybohatera, jakim są Majowie, którzy najpierw brutalnie rozprawiają się ze "swoimi", a później przez pół filmu gonią po dżungli zaszczutego uciekiniera (aka Łapa Jaguara), który przy okazji przechodzi przemianę, dojrzewa, wykazuje odwagą i bierze los we własne ręce stawiając im czoła.

Tym samym po tak przygotowanym przez 2 godziny gruncie, kiedy w ostatniej scenie przypływają "dobrodzieje" Chrystusowi widz ma myśleć "dobrze im tak, bandytom!", końcu cywilizację można od zewnątrz zniszczyć jedynie wtedy, kiedy upadła już od wewnątrz - gdyby byli silni i zjednoczeni to konkwista by sobie mogła szpadą jedynie pomachać, czyli klasyczne częściowe przerzucenie odpowiedzialności na ofiarę.

Nieładnie panie Gibson. Czekam na część 2, czyli stulecia wyzysku przez Europejczyków ludności Ameryki i zmniejszenie jej populacji niemal do zera wskutek niewolniczej pracy w poszukiwaniu złota, tortur i najwymyślniejszych kar i to wszystko w imię nauki pełnej pokoju. Can't wait.